Mam wiadomość z tych smutnych i ostatecznych.
Dzisiaj rano odszedł na zawsze Edward Materek.
Zamiłowany brydżysta i serdeczny kolega.
Już nie zagra z Wojtkiem w Ustce, ani w żadnej drużynie w naszych słupskich zmaganiach.
Msza żałobna odprawiona zostanie 23 lutego 2017 o godzinie 8.00.
w kościele pod wezwaniem św. MAKSYMILIANA KOLBEGO w Słupsku.
Pogrzeb odbędzie się w czwartek na Starym Cmentarzu w Słupsku.
Wystawienie o godzinie 10.00, a wyprowadzenie o 10.30.
Będzie nam Ciebie Edziu brakować.
W imieniu własnym i w imieniu słupskich brydżystów chciałam pożegnać naszego kolegę i przyjaciela. Nie da się w paru słowach opowiedzieć całego barwnego życia. To tylko krótkie wspomnienie.
Edka poznałam na początku lat dziewięćdziesiątych. Grał wtedy w drużynie „WODOCIĄGOWCA" wraz z synem Krzysztofem, braćmi Kublikami i Benkiem Kruczkowskim.
Spotykałam go przez ćwierć wieku regularnie raz, dwa razy w tygodniu na rozgrywkach brydżowych, w Słupsku i okolicy. Chętnie grywał z różnymi partnerami: z Benem, Grzesiem, Wojtkiem, Markiem, z synem Krzysztofem. Z wieloma z nas, którzy przyszli Go dzisiaj pożegnać.
Mimo, że był Mistrzem Krajowym nigdy nie odmówił, kiedy do turnieju zaprosił go mniej doświadczony zawodnik. Przy stoliku był bardzo waleczny. A kiedy czasem dziwiliśmy się jego agresywnej akcji, odpowiadał „no kurza”, przecież musiałem tak licytować.
Edek był serdecznym kumplem, a że od dawna dysponował samochodem, najpierw „kaszlakiem” jak pieszczotliwie określał malucha, potem już samochodem lepszej marki, chętnie zabierał kolegów na turnieje w okolicy: do Ustki, Sławna, Postomina czy Koszalina.
Brydżyści szybko nawiązują bezpośrednie kontakty. Wkrótce poznałam niegrającą część rodziny: żonę Antoninę i drugiego syna Andrzeja.
Kiedy synowie dorośli i zawarli związki małżeńskie na świat przyszły ukochane wnuki. Zawsze opowiadał o nich z dumą, martwił się, gdy chorowały, a cieszył z ich sukcesów. Były największymi słoneczkami dla dziadka Edka. Paulina11, taki nick Edek przybrał na brydżowym portalu internetowym, na którym często i chętnie kibicował w pokazywanych tam mistrzowskich rozgrywkach brydżowych.
Parę razy uczestniczyłam w cyklicznych rozgrywkach brydżowych w Ustce. Między zakończeniem pracy a wyjazdem na turniej miałam wolną godzinę. Wtedy bywałam cotygodniowym gościem w ich domu, serdecznie podejmowanym obiadem, herbatą, a czasem i kroplami wzmacniającymi serce, jeśli tego potrzebowałam.
Oprócz brydża Edek miał też inne zainteresowania. Wraz z całą rodziną wiele czasu spędzali nad jeziorem Jasień. Piękne okoliczności przyrody, woda i ryby, cudowne przyjęcia pod gołym niebem. Moje dzieci do dzisiaj wspominają jak pływaliśmy z panem Edkiem łódką po jeziorze i przez specjalną kamerę podglądaliśmy ryby w głębinach.
Miał wspaniałe życie. Ale każde życie kiedyś się kończy.
Ksiądz Jan Twardowski pisał: "Jakże przejmujące są dwie daty w życiu człowieka: data jego urodzin i data jego śmierci. Odtąd - dotąd. Zapisane są na pomnikach, na najbiedniejszych grobach, w księgach urzędowych z okrągłą pieczęcią. Urodził się - umarł. Odtąd - dotąd. (...)”
21 lutego 2017 r umarł Edek. Może tam w niebiosach znów będzie grał w brydża z Benkiem.
Nam zostały wspomnienia.
Wyrazy współczucia dla bliskich.
Słupsk, 23 lutego 2017 r.
|